To już rok odkąd mój syn ma siostrę! Pierwsza rocznica czteroosobowej rodziny – podsumowanie.

W ciągu ostatnich trzech lat nasza rodzina powiększyła się dwukrotnie. Czy dwójka dzieci w krótkim odstępie czasu to był dobry pomysł?
Jakbym miała jednym słowem opisać miniony rok to powiedziałabym “HARDKOR”. Jednak to za dużo nie tłumaczy, więc napiszę o tym cały post.

Mała Mi urodziła się (tak, sama się urodziła hehe) gdy Janusz miał dokładnie rok i 9,5 miesiąca. Był jeszcze naprawdę malutkim chłopcem, który zdecydowaną większość nocy przesypiał przytulony do mamy i taty, a w ciągu dnia wymagał 100 procent uwagi. Taki typ po prostu.
Całą ciążę przygotowywaliśmy go z mężem do tego, że zostanie starszym bratem dla jakiejś małej dzidzi, która pewnego dnia pojawi się w naszym domu – czyli głównie czytaliśmy książeczki i rozmawialiśmy o moim wielkim bebzunie. Poza tym chyba Janusz zorientował się, że coś jest na rzeczy, kiedy jego matka (czyli ja oczywiście) zalegała większość doby na kanapie nie mogąc się ruszyć. Nie no, serio – ja się w ciąży czuje jak jakiś zgniły pączek – ani spać, ani się położyć, 10 miesięcy męki, której zwieńczeniem jest poród. A potem jeszcze połóg, czyli powiedzmy że po mniej więcej roku wracam do żywych.

Gdy wróciliśmy ze szpitala Janusz nadał swojej siostrze imię Mimi (mówi do niej tak do dziś dzień) i na początku był dla niej miły. Dawał buziaczki, przytulał i ignorował. Bo ta Mimi to całkiem fajne dziecko było! Sporo spała w ciągu dnia i nawet potrafiła sama leżeć bez zabawiania. Po typowym Januszu hajnidzie to był dla mnie szok, że dziecko nie drze japy przez większość dnia, a po odłożeniu na matę nie krzyczy po 3 sekundach.
Niestety, Małej Mi szybko zaczęły się kolki i od tego czasu już nigdy nie przespała dobrze nocy.

Przez kilka pierwszych miesięcy Janusz chodził z Mimi na drzemki. On spał 3 godziny, a ona 30 minut jak dobrze poszło, więc czasu dla siebie miałam coś około 15 minut. Janusz zasypiał o 23 i wstawał o 6, za to Mimi męczyły kolki i zasypiała po 1 i budziła się o 12. Super co?

ZA MAŁO SNU.

Niestety, budzenie w nocy odbywało się podwójnie – czasem na zmianę, czasem razem. Mała Mi ma niezdiagnozowany problem ze snem. Od urodzenia budzi się po kilkanaście razy w nocy. Noc w noc. Janusz przez swoje różne choroby też często zarywał nocki, więc ostatni rok spędziłam jako ZOMBIE.
W końcu, po 11 miesiącach udało nam się z mężem wypracować system spania, który pomaga mi i jemu przetrwać na całkiem niezłym poziomie. Marian śpi w pokoju z Januszem i ogarnia tylko jego pobudki, a ja codziennie od 21 staram się już leżeć w łóżku i “czuwam” całą noc przy Małej Mi. W weekendy śpię bez ograniczeń i ładuje baterie na kolejny tydzień.

RODZEŃSTWO

Janusz dość szybko zaczął gryźć swoją malutką siostrę w różne części ciała. Z pozoru bez powodu – podchodził i wbijał swoje krwiożercze zęby w jej tłuściutkie ciałko. Wydaje mi się, że ewidentnie wkurzała go jej obecność. To nic fajnego nagle musieć dzielić się rodzicami z jakąś obcą babą.
Mój mały synek przechodził też “bunt dwulatka” bardzo burzliwie i jestem pewna, że obecność w naszym domu Małej Mi tylko zaogniała sprawę.
Janusz każdego dnia zamieniał się też na jakiś czas w “małą dzidzie” (czasem nawet na 2 godziny dziennie), czyli leżał i zachowywał się jak swoja młodsza siostra. Wiedziałam, że potrzebuje wtedy dodatkowej uwagi, więc traktowałam go jak swojego małego synka i nigdy nie negowałam tej jego potrzeby.

Dopóki Mała Mi nie potrafiła się przemieszczać, nie było aż tak źle. Kiedy zaczęła raczkować, nasz dom zamienił się w pole bitwy.

Niestety, kiedy Mimi zaczęła być mobilna i zaczęła rozwalać zabawki Januszowi, to zrobiło się nieciekawie. Gryźli się wzajemnie i ciągle płakali. Nie mogłam na sekundę spuścić ich z oczu żeby nie dopuścić do tragedii, a o przygotowaniu najprostszego posiłku nie było nawet mowy. Przez kilka miesięcy gotowaliśmy z Marianiem wieczorami, a w ciągu dnia odgrzewałam w mikrofalówce jedzenie.

Z dnia na dzień moje plecy coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa i każdy dzień kończyłam z wielkim bólem, więc musiałam ograniczyć noszenie dzieci do minimum. Zdecydowanym utrudnieniem było to, że Mała Mi jeszcze nie umiała chodzić, a nawet jak zaczęła, to musiałam ją ratować od upadków, przenosić na drugi koniec pokoju i tak dalej.

Przy rozszerzaniu diety okazało się, że Mała Mi ma nadwrażliwość w jamie ustnej i nie potrafi połykać. Nie mogę zostawić jej nikomu na dłużej, niż kilka godzin, bo umie pić tylko z piersi. Nauczyła się zjadać papki, ale z normalnym jedzeniem ma naprawdę spory kłopot. A ja kiedyś myślałam, że blw jest dla wszystkich 🙂 No i młoda do teraz uwielbia zjadać piasek garściami, więc każde wyjście na plac zabaw było udręką.

CZAS Z DZIEĆMI

Poza domem Janusz jest wzorowym starszym bratem. Opiekuje się siostrą, broni ją przed obcymi i nie pozwala nikomu dotknąć. W domu trudno się z nimi spędza czas we dwoje, bo mają zupełnie inne potrzeby. Janusz chce w spokoju pobudować klocki, albo porysować, a Mała Mi chce te klocki rozwalić, a kartkę i kredki zjeść. Z racji tego, że nie umiem tych potrzeb pogodzić, to dużo czasu spędzamy na placu zabaw, lub u znajomych. Czas jeden na jeden z dziećmi nadrabiam wieczorami, kiedy Marian jest w domu albo podczas drzemki Małej Mi.

Tak naprawdę, to dopiero od kilku tygodniu czuję, że nasze życie wskoczyło na nowe tory i widzę światełko w tunelu. Dzieci mniej się gryzą i wkurzają na siebie. Nawet zaczynają się razem bawić! Każdego dnia stajemy się z mężem na nowo mistrzami organizacji i ogaru, co znacznie ułatwia funkcjonowanie w naszym domu.

CO MNIE NAUCZYŁ TEN ROK?

Przede wszystkim: funkcjonowania z minimalną ilością snu i pokory. Moje potrzeby i zachcianki nie są najważniejsze – trudno mi się było z tym pogodzić. Chciałam mieć chociaż wieczory w spokoju, ale przez częste pobudki Małej Mi nie byłam w stanie nic zrobić. Długo się frustrowałam i wkurzałam, aż w końcu odpuściłam i zrobiło mi się lżej na sercu.
Wiem, że mam więcej zasobów radzenia sobie z problemami niż moje malutkie dzieci i tylko ja lub mój mąż możemy spełnić ich potrzeby. Jak się da to ładuję swoje baterie, żeby potem móc im oddać i miło spędzić wspólnie czas.

CZY OPŁACA SIĘ MIEĆ DZIECI Z MAŁĄ RÓŻNICĄ WIEKU?

Po dokładnym przeczytaniu tego wpisu być może stwierdzisz, że nie. Ja sama nie wiem, przetrwałam ten rok i wydaje mi się, że teraz będzie łatwiej. Słyszałam i widziałam dzieci, które śpią w nocy i nie sprawiają za bardzo problemów w dzień – takich to lajtowo można mieć z kilkanaście.

Mała różnica wieku na pewno będzie w przyszłości fajna dla moich dzieci – będą mieć wspólne zabawy, znajomych i różne ciekawe rzeczy do robienia.

To był bardzo trudny rok, pełen frustracji, chorób, wizyt u lekarzy i miłości. Cieszę się, że mamy te dwa gnomy i jestem pewna, że wszystkie opisane powyżej problemy sprawiły, że jesteśmy teraz silniejszą rodziną.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *